Przy dzisiejszej ulicy
Bełchatowskiej istniało niegdyś duże gospodarstwo.
Prawdziwą ozdobą tej wzorowo zagospodarowanej
posiadłości, była plantacja szlachetnej odmiany białego
bzu. Właścicielem ogrodnictwa był Niemiec Karl Holz,
który mieszkał tu wraz ze starszym od siebie bratem.
Oprócz tego miał na Świętym Marcinie kwiaciarnię,
w której sprzedawał wyhodowane przez siebie kwiaty. Holz
należał do tej grupy Niemców, którzy po odzyskaniu przez
Polskę niepodległości w 1918 roku nie przenieśli się do
Niemiec. Z Polakami żył w doskonałej symbiozie. Starsi
mieszkańcy wspominają, że jako człowiek dobrze
sytuowany, chętnie pożyczał pieniądze będącym w
potrzebie sąsiadom, a nawet, gdy zaistniała taka
potrzeba, bezinteresownie wspierał. Zwykł też z
grzeczności uczestniczyć w pogrzebach mieszkańców. I tu
dochodziło nieraz do paradoksalnych sytuacji ( którymi
zresztą się nie przejmował), gdy przyszło mu
uczestniczyć w pogrzebach, którym asystował endecki
poczet sztandarowy. Holz nie interesował się polityką,
nie był też sympatykiem Hitlera, o którym w zaufaniu
wyrażał się z dezaprobatą.
Starszy mieszkaniec Junikowa pan
Franciszek Pfeiffer wspomina, jak to pod koniec sierpnia
1939 roku polscy żołnierze z 15 pułku ułanów ( wśród
nich był brat Franciszka – Roman), dokonywali rewizji w
domostwach Niemców na terenie Junikowa. Szukano broni,
stacji nadawczych itp. Taką lustrację przeprowadzono w
gospodarstwie Niemca Emila Schulza (narożnik dzisiejszej
ulicy Grunwaldzkiej i Dziewińskiej) oraz ogrodnika Holza.
Broni nie znaleziono. Jednak ze względów
profilaktycznych (taki był rozkaz( internowano Holza w
więzieniu przy ulicy Młyńskiej.
Przebywającą tam grupę
poznańskich Niemców uwolniły potem wkraczające
niemieckie oddziały wojskowe. Podczas pobytu Holza w
miejscu internowania, grupka mieszkańców Junikowa, w
porywie emocji na wieść o napadzie Niemców na Polskę,
potłukła Holzowi szklarnię. Wśród tej grupy znalazł się
brat Franciszka – Roman.
Po wkroczeniu Niemców na
uczestników owego zajścia padł blady strach przed
spodziewaną srogą zemstą Holza.
Tymczasem Holz, po powrocie z internowania, wybaczył
wszystkim tym, którzy zniszczyli mu szklarnię, a sprawę
skrzętnie zatuszował.
Po jakimś czasie brat Franciszka
– Roman, z powodu poważnego zatargu z Niemcami, zmuszony
był do ukrywania się. Pewnego dnia w domu Pfeiffrów
zjawiło się wojsko, a ponieważ nie zastali Romana,
chcieli aresztować ojca. Obecny przy tym Holz ( już jako
Bürgermeister Junikowa) ostro zaprotestował twierdząc,
że Pfeiffer senior jest znanym mu dobrym człowiekiem.
Nie pozwolił też zaaresztować Franciszka. W końcu wojsko
poleciło Holzowi inwigilować dom Pfeiffrów i o wszystkim
meldować policji lub Gestapo.
Po kilku dniach, gdy sprawa nieco
przycichła, Holz uspokoił ojca, iż nie będzie niczego
meldować. Pan Franciszek podkreśla, że Holz uratował
całą ich rodzinę. Nie był to zresztą jedyny przejaw
życzliwego nastawienia Holza względem Polaków. Pewnego
razu przyszedł Holz do zamieszkałego przy ulicy
Krośnieńskiej, znanego endeckiego działacza Franciszka
Knacha z poufnym ostrzeżeniem, by natychmiast zniszczył
ewentualnie posiadane konspiracyjne materiały, jak
ulotki, gazetki, ewidencje członków, itp., bo następnego
dnia Gestapo przeprowadzi w jego domu szczegółową
rewizję.
Gestapo rzeczywiście się zjawiło. Dzięki ostrzeżeniu
Holza skrupulatna rewizja nic nie znalazła, a rodzina
ocalała.
Starsi mieszkańcy wspominają jak
to podczas wojny brat Karla Holza bezpłatnie wydawał
potrzebującym warzywa, lub dzielił się opałem.
W lutym 1945 roku gdy czynny już
był zaimprowizowany przez dr Bronisława Krajnika
szpitalik w budynku starej szkoły przy ulicy
Junikowskiej (dzisiejsze przedszkole), wśród pierwszych
pacjentów znalazł się człowiek z raną postrzałową
brzucha. Był nim Karl Holz. Prawdopodobnie pewien
człowiek, względnie grupa osób, spoili rosyjskiego
żołnierza wódką i powiadomili go, że pozostali tu
jeszcze jacyś Niemcy. Czerwonoarmista przyszedł do Holza
i postrzelił go w brzuch. Jego starszego brata
zastrzelił na miejscu. Karl Holz pod opieką dr Krajnika
żył jeszcze kilka dni. Przed śmiercią chciał koniecznie
rozmawiać z ojcem pana Franciszka, by przekazać mu jakąś
ważną wiadomość. Jak wspomina pan Franciszek, dr Krajnik
dwa razy przyszedł po ojca, przekazując mu życzenie
Holza, lecz ojciec spoźnił się.
W nocy Holz zmarł. Holza wraz z
bratem pochowano w "pancergrabie" w okolicy dzisiejszego
Osiedla Mikołaja Koprenika.
Nie wiadomo czuje sumienie obciążyła śmierć Holzów.
Jedno jest pewne – była ona okrutną, niesprawiedliwą i
nikomu nie potrzebną zbrodnią.